Jak Robert Bąkiewicz zrobił karierę na strachu i publicznych pieniądzach

Mówią, że jak się nie ma pomysłu na życie, to trzeba mieć przynajmniej dobry megafon. Robert Bąkiewicz miał jedno i drugie – brak pomysłu oraz głośnik, przez który wykrzykuje hasła o „obronie ojczyzny”, „zdrajcach narodu” i „masowej migracji”, która – o zgrozo – polega na tym, że ktoś z zagranicy wsiada w autobus i przekracza granicę państwa w zgodzie z prawem. Ale od kiedy fakty mają znaczenie dla tych, którzy woleliby Polskę zamienić w oblężoną twierdzę?

Z kim mamy do czynienia?

Robert Bąkiewicz to nie polityk. To polityczny instrument, medialny najemnik i bohater własnej, alternatywnej rzeczywistości. Były prezes Marszu Niepodległości, dziś samozwańczy pogranicznik, od lat żyje z publicznych pieniędzy i paranoi narodowej. Człowiek, który z równym zapałem poluje na migrantów, co na kolejne dotacje z Funduszu Patriotycznego. Na co? Na przykład na kamery termowizyjne, drony i lunety. Bo przecież jak nie wiesz, co zrobić z 13 milionami złotych, to kup sobie noktowizor i udawaj pogranicznika z Fallouta.

Zastraszanie zamiast służby

Ruch Obrony Granic (ROG), nowa zabawka Bąkiewicza, to mniej więcej coś między rekonstrukcją bitwy pod Grunwaldem a wiejską milicją obywatelską z czasów PRL. Z tą różnicą, że rekonstruktorzy nie robią nielegalnych przeszukań prywatnych samochodów. Bojówki ROG to ludzie bez kompetencji, za to z wielką wiarą w to, że za mundurem idzie pogarda do prawa. Zatrzymania, szantaże, nagonki na funkcjonariuszki Straży Granicznej, nawoływanie do przemocy – wszystko to pod parasolem politycznym PiS i błogosławieństwem nowo wybranego prezydenta, który “dziękuje za ochronę granic”, jakby ta polegała na wyłapywaniu ciemnoskórych w Kołbaskowie.

Patriotyzm na fakturę

Bąkiewicz nigdy nie działał za darmo. Patriotyzm – owszem, ale tylko ten sfinansowany z naszych podatków. Fundacja? Jest. Stowarzyszenia? Całe portfolio. Telewizja Narodowa? Prezes. Współpraca z Ordo Iuris i środowiskami ultrakonserwatywnymi finansowanymi przez rosyjskich oligarchów? Oczywiście. 13 milionów złotych – tyle według wyliczeń tygodnika Przegląd popłynęło do jego organizacji z budżetu państwa. Tak wygląda polska wersja „deep state”: fundacje udające ruchy społeczne, które w rzeczywistości są przybudówką jednej partii, z liderami łasymi na każdy grosz z kasy publicznej.

ROG, czyli: „Ruch OgŁupionej Grupy”

ROG to nie „oddolna inicjatywa obywatelska”, tylko partyjne zlecenie. To broń polityczna PiS-u, mająca zagospodarować elektorat Konfederacji bez potrzeby współpracy z jej liderami. Bąkiewicz gra rolę przygłupa od czarnej roboty: podsycanie lęku, eskalacja kryzysu migracyjnego, mobilizacja radykalnej bazy. Wszystko po to, by partia Kaczyńskiego mogła znowu płynąć na fali lęku przed „obcym” i „zdradą elit”. A że liczby nie kłamią? Że „masowa migracja” to kilkaset osób rocznie, zawracanych legalnie przez niemiecką policję? Tego Bąkiewicz nie przeczyta, bo lepiej idzie mu recytowanie hasła „kosy na sztorc” niż analiza rozporządzenia Dublin III.

Życie z fobii

W gruncie rzeczy Bąkiewicz to bohater naszych czasów. Nieudacznik, który znalazł sposób, by z monologów o „zagrożonej ojczyźnie” zrobić całkiem dochodowy biznes. Gdyby nie publiczne pieniądze, dziś byłby może ochroniarzem w galerii handlowej albo prowadził szkolenia z „antykomunizmu” w remizie OSP. Ale za rządów PiS żyliśmy w kraju, w którym Ministerstwo Kultury chętniej sypało na drony dla ROG niż na bibliotekę gminną.

Wnioski?

Robert Bąkiewicz nie broni granicy. On broni swojej pozycji w systemie polityczno-finansowej pasożytniczej sieci, której źródłem jest PiS, a której odbiorcą są sfrustrowani młodzi mężczyźni, którzy zamiast perspektyw dostają od władzy lunetę i koszulkę z orłem.

Zamiast państwa prawa – państwo paranoi. Zamiast funkcjonariuszy – amatorzy z kamerą. A wszystko to zorganizowane przez człowieka, który z wartości zrobił parodię, a z patriotyzmu – przetarg nieograniczony.

Kosy na sztorc?

Panie Bąkiewicz, naprawdę – lepiej już niech pan tę kosę odstawi. I zabierze ją do muzeum. Tam jest jej miejsce. I pańskie też.